Stary, trzęsący się z zimna pies, leżał tak długo w przydrożnym rowie, nieopodal wsi, że już nie miał siły się podnieść. Popiskiwał coraz ciszej, ze strachu przed mijającymi go pojazdami, których światła rozbłyskiwały w ciemności, oraz pojawiającymi się z rzadka ludźmi. Przywierał do błotnistego podłoża i niemal zamierał bez ruchu. Oczy już dawno zasnuła mu ciemność. Lata życia, które spędził na łańcuchu, odebrały mu też słuch oraz część zębów. Pewnie dlatego został wyrzucony, bo są ludzie, którzy bez skrupułów wymieniają stare kundle na młode psy. Kikut obdartego ze skóry ogona sprawiał mu coraz większy ból. Był tak słaby z głodu, że nie mógł już podnieść ciążącej mu coraz bardziej głowy i wtedy, gdy już pragnął, tylko żeby przestać odczuwać to potworne cierpienie — nadeszła pomoc, na którą już przestał liczyć… Dziś dziadziuś Farcik jest zażywnym, pełnym energii staruszkiem, który bez skrupułów rozpycha się na kanapie i próbuje uczyć moresu Maksa, Alzę i Belę, czyli pieski, które trafiły do nas prawie rok wcześniej, bo ktoś wrzucił je z samochodu. Farcik bardzo potrzebuje specjalnej karmy, leków na chore serduszko oraz tarczycę. Będę bardzo wdzięczna za wsparcie dla staruszka. Nie zapominajmy o tych sędziwych już czworonogach.



