Bodzentyn to miejsce, które jest prawdziwym piekłem na ziemi. Tam krowy nie uznaje się za żywą istotę. To tylko kilogramy mięsa i źródło mleka. To miejsce, gdzie matkom odbierane są dzieci – maleńkie 6-tygodniowe cielątka. Ledwo stojące na nogach, są bestialsko kopane, popychane i bite, a ich mamy razi się prądem po wymionach. Taka jest niestety rzeczywistość. Niezależnie od tego czy to krowa, czy byk, czy cielak – wszystkie zwierzęta przywozi się tu w jednym celu i wszystkie kończą tak samo. Dla setek z nich nie mogłyśmy nic zrobić, jedynie patrzeć jak resztkami sił walczą o życie. Taka rozpaczliwa bezsilność jest najgorsza… Spośród tych wszystkich krów, których zapewne już nie ma, mogłyśmy uratować tylko jedną. Udało się – krówka jest już bezpieczna, nie pojechała w swoją ostatnią podróż i będzie żyła jeszcze długo. Bardzo chcemy, aby już zawsze była szczęśliwa. Nie będzie mięsem, jak zaplanował dla niej człowiek –ona jest naszą księżniczką.
To krowa, której nie pozwolono karmić mlekiem własnego dziecka. Wszystkie cielęta brutalnie jej odbierano, bo przychodziły na świat tylko po to, aby zaspokoić apetyt ludzi i pewnie nigdy nie zdążyły urosnąć. Na tym targu podobno także odebrano jej dziecko.
Bodzentynka była mleczną krową, nigdy wcześniej nie widziała nic poza murem obory. Gdy do nas przyjechała, podnosiła wysoko głowę, by wiatr owiewał jej pysk i cieszyła się z każdego promienia słońca. Nie sposób było nie płakać patrząc co przeżywa zwierzę, które pierwszy raz znajduje się poza murami obory. Dziś uwielbia wygrzewać się na słońcu, a gdy pada deszcz, bryka w jego strugach jak szalona. Mimo upływu czasu nadal jest nieufna w stosunku do obcych ludzi, co dowodzi tego, jak bardzo została skrzywdzona. Uwielbia wszelkie warzywne smakołyki i zaprzyjaźniła się z inną krówką – Łatką. Obie są teraz nierozłączne.
Żeby otrzymywać na bieżąco moje zdjęcia i informacje o mnie zaadoptuj mnie wirtualnie.