Balbinka przeszła metamorfozę, ale gdy ją pierwszy raz ujrzałyśmy na targu – leżała w samochodzie na podłodze przyczepy, ukryta za cielętami i z trudem unosiła głowę, żeby spojrzeć nam w oczy. Była w stanie bliskim agonii – dlatego natychmiast wyrwałyśmy ją z tego piekła, żeby ulżyć jej potwornemu cierpieniu. Byłyśmy wtedy przekonane, że jedyne co można dla niej zrobić, to pomóc jej godnie i bezboleśnie odejść, aby ukrócić jej straszny ból. Zaskoczyła jednak lekarzy i nas swoją ogromną wolą walki i przetrwania.
Dziś to zupełnie inny koń. Chociaż nigdy nie będzie rączo biegać po padoku, to jednak codziennie się do nas tak pięknie uśmiecha i patrzy z wdzięcznością tym swoim mądrym wzrokiem, który potrafi przenikać prosto w serce.
W tym miejscu pragniemy zapytać:
Czy ktoś jeszcze pamięta o uratowanej od śmierci w męczarniach Balbince, która (jak wiele polskich kucyków u kresu drogi) miała być bez świadków wleczona za tylne nogi do Tira i upchnięta w jego ładowni na tzw. docisk .
Tak wiele osób udzieliło jej kiedyś wsparcia i pomogło nam zmienić ten potworny scenariusz, wymyślony przez ludzi bez sumienia.
Kochani, pomóżcie nam dziś kontynuować terapię i niezbędne zabiegi Balbinki, bo ona nie zasługuje na to, żeby świat o niej znowu zapomniał .